Siemanko, witam w mojej ciemni…

Co my tu mamy?

Na początku wypada przedstawić bohaterów tej magicznej sztuki, która nas za moment czeka. Mamy więc dwie główne części ciemni: powiększalnikową (1.) oraz chemiczną (2.).

IMG_5680

W części powiększalnikowej, mamy przede wszystkim powiększalnik (x), to urządzenie pozwalające rzucać obraz z negatywu na papier fotograficzny znajdujący się pod nim. Papier jest umieszczony w maskownicy (a), co zapobiega jego poruszeniu czy wyginaniu podczas naświetlania. Aby precyzyjnie pracować z powiększalnikiem potrzebny jest zegar ciemniowy (b), który automatycznie przerywa naświetlanie po upływie z góry ustalonego czasu.

IMG_5687

W chemicznej części ciemni, mamy kuwety z chemią i wodą, oraz szczypce. Do wywołania zdjęcia, potrzeba wywoływacza, przerywacza oraz utrwalacza. Na końcu stoi kuweta z wodą, aby opłukać odbitkę z chemikaliów. Wywoływacz i utrwalacz najłatwiej kupić w sklepach internetowych, nie jest to wbrew pozorom olbrzymi wydatek. Przerywacz też można kupić, ale równie dobrze można zmieszać ocet z wodą (błagam, tylko NIE balsamiczny) w proporcji 1:4.

IMG_5684

Pracę znacząco usprawnia lampa ciemniowa (y), jednak nie może ona znajdować się zbyt blisko materiałów światłoczułych. Z lampą nie można też pracować w przypadku odbitek kolorowych.

Niech zaczną się igrzyska…

Chemia zalana, obiektyw powiększalnika i maskownica wyczyszczone, papier przygotowany, można zaczynać zabawę w ciemni.

Zaczynamy od włożenia negatywu do powiększalnika. Jest tam na to specjalna kasetka. Następnie przystępujemy do kadrowania i ostrzenia na maskownicy. Gdy jesteśmy już pewni, że takiej odbitki chcemy, wyciągamy papier i… ucinamy z niego cienki pasek, szerokości kilku centymetrów. Wkładamy go do maskownicy i zasłaniając jakimś kartonikiem naświetlamy go, odsłaniając po kawałku co 2 sekundy. Po wywołaniu będziemy wtedy mogli ocenić jaki czas jest odpowiedni dla pełnowymiarowej odbitki. Wrzucamy więc pasek do wywoływacza i trzymamy maksymalnie 2 minuty, ale najlepiej samemu ocenić moment. Praca w ciemni jest jak gotowanie, trzeba to robić z sercem. Po wywoływaczu przychodzi kolej na przerywacz, który jak sama nazwa wskazuje przerywa procesy wywoływania. Tutaj odbitka spędza minimum 15 sekund, nie należy też przesadzać w drugą stronę i trzymać jej tam kilka minut. I w końcu kąpiel w utrwalaczu trwająca min. 5 minut. Gdy odbitka znajdzie się w przerywaczu, można włączyć normalne światło (upewniając się uprzednio, czy papier nie został na wierzchu).

Oceniamy, który czas naświetlania dał nam zadowalające efekty, ustawiamy zegar i powtarzamy proces, naświetlając kolejny pasek, ale już w całości wybranym czasem.

Jeżeli jesteśmy zadowoleni, całą zabawę przeprowadzamy na pełnowymiarowym papierze.

Po zakończeniu pracy, gotowe odbitki płuczemy pod bieżącą wodą i wieszamy jak pranie na sznurku (oczywiście z należytą ostrożnością), lub odkładamy na ręczniku.

Ciemnia fotograficzna to cudowne miejsce do odprężenia się, choć wymaga sporo uwagi i precyzji (jak przy ostrzeniu powiększalnika). Polecam spróbować każdemu.

IMG_5703

https://www.youtube.com/watch?v=fND_Y6OgsDs

Krótka historia fotografii

Skomplikowane początki

Jak w przypadku wielu znaczących wynalazków, sukces miał wielu ojców. Pierwszym ojcem, a właściwie dziadkiem, był Georg Fabricius, który w 1556 r. zwrócił uwagę na czernienie chlorku srebra pod wpływem promieni słonecznych. Prawie 200 lat później, w 1725, Johann Heinrich Schulze uzyskał „odbitkę” obrazu na emulsji światłoczułej, wykorzystującej właśnie chlorek srebra. W materiale nieprzezroczystym wyciął szablony i naświetlał emulsję na słońcu. Niestety nie udało się jej utrwalić.

Kolejne 100 lat i powstaje pierwsza fotografia. Jej autorem jest Joseph-Niecephore Niepce. Na wypolerowaną, metalową płytkę naniósł asfalt syryjski i tak przygotowany materiał umieszczał w camerze obscurze. W miejscach wystawionych na działanie światła, asfalt twardniał, a nienaświetlone fragmenty zmywało się olejkiem lawendowym. View_from_the_Window_at_Le_Gras,_Joseph_Nicéphore_Niépce,_uncompressed_UMN_source

Rok 1839 jest uznawany za oficjalną datę wynalezienia fotografii.  Wtedy to Louis Jacques Daguerre zademonstrował Akademii Francuskiej zdjęcie fotograficzne wykonane na jodku srebra. Niestety, zdjęcia wykonywanego w tej technice nie dało się powielić. Równolegle nad otrzymywaniem obrazów tworzonych przez światło pracował anglik, William Henry Fox Talbot. Udało mu się uzyskać obraz negatywowy na papierze pokrytym jodkiem srebra. W jego metodzie, dało się uzyskać obraz pozytywowy w dowolnej liczbie odbitek. Taka operacja polegała na ułożeniu świeżego papieru pokrytego warstewką chlorku srebra oraz wcześniej uzyskanego negatywu jeden na drugim (jak kanapkę) i naświetlenie. W ten sposób, obraz odbijał się w pozytywie na przygotowanym papierze.

W tym samym roku, John Herschel nadaje procesowi Talbota miano fotografii.

Mamy to!

Dalszy rozwój medium następuje całkiem szybko. Z płytek srebrnych i papieru przenoszono się na płytki szklane pokryte chemią światłoczułą. Już w 1861 roku James Maxwell uzyskuje pierwszą, trwałą fotografię barwną, a 46 lat później, bracia Lumiere wprowadzają do sprzedaży pierwsze płytki do fotografii barwnej, produkowane na bazie skrobi ziemniaczanej – autochrome.lumiere1autochrom

Wydawać by się mogło, że w dobie błyskawicznej fotografii cyfrowej są to techniki martwe i przestarzałe. Spróbuję na tej stronie pokazać, że nie są martwe, co więcej, mają się dobrze. Poprzez pracę z nimi można nauczyć się wielu rzeczy związanych z procesami chemiczno-fizycznymi oraz po prostu dobrze się bawić.